Wspomnienia z Oslo, czyli Heia Norge!

Od pewnego czasu coroczny wyjazd na Puchar Świata w Zakopanem stał się tradycją. To po prostu święto wpisane w kartki mojego kalendarza – Boże Narodzenie, Wielkanoc i Puchar Świata w Zakopanem. Jasna sprawa. Czasami udawało mi się pojechać także na konkursy do Wisły, ale ciężko było logistycznie to zorganizować, zwłaszcza, że gdy mieszka się na samej północy kraju, a zimowa sesja i nawał obowiązków dają się we znaki.

Mimo cudownej atmosfery i rewelacyjnych wyników naszych skoczków, każdy powrót do domu po weekendzie ze skokami był jedną wielką rozpaczą, ponieważ kończył się świadomością, że na kolejny  wyjazd muszę czekać aż 365 dni. Ironią losu był zawsze fakt, że bliżej mam do skoczni norweskich, niż do naszej Malinki czy Wielkiej Krokwi. No i właśnie tak się zaczęło. Od żartów, żarcików, bo sumie dlaczego by nie ruszyć na skoki w górę mapy przez Bałtyk?

Norwegia zawsze mnie ciekawiła, język norweski jeszcze bardziej, a skocznia na Holmenkollen wydawała się czymś nieosiągalnym – wyrwana z pocztówki, którą można jedynie przyczepić na lodówce i marzyć o takim widoku przy każdym śniadaniu, obiedzie i kolacji. Oczarowywała mnie za  każdym razem, gdy oglądałam norweskie konkursy. I tak właśnie podczas wieczoru, który spędzałam z przyjaciółką na wspominaniu ostatniego wyjazdu, doszłyśmy do wniosku, że tak naprawdę, to nic trudnego.

Rzucić wszystko, oderwać się od rzeczywistości i po prostu polecieć.

Spakować plecak, włożyć trekkingi i najzwyczajniej w świecie polecieć.

No i stało się!

Weekend w Oslo miał być początkiem tygodniowego turnieju Raw Air rozgrywanego w ramach Pucharu Świata na skoczniach w Norwegii. Ten fakt również bardzo nas zainteresował i okazał się jednym z bodźców, które pomogły nam podjąć decyzję o wyjeździe.

Zanim się obejrzałam, minął luty i pierwszy tydzień marca. Gotowe, w barwach biało-czerwonych, z mapkami w rękach i uśmiechami na twarzach, poleciałyśmy. Cała sytuacja wzbudzała masę emocji. Radość, ekscytacja, ciekawość, stres, strach, nadzieja – wszystko było tak silne, że właściwie od razu czułyśmy, że zostałyśmy wciągnięte w niezłą przygodę.

Norwegia przywitała nas cudowną pogodą, niebo było czyste, słońce świeciło prawie tak samo mocno, jak nasze rozpromienione twarze. A co najważniejsze, nie było ani jednej, najmniejszej oznaki wiatru, którego każdy kibic się tak obawiał.

oslo005
Holmenkollen, fot. Anna Felska

Kiedy dotarłyśmy do centrum Oslo, miałyśmy jeszcze sporo czasu do konkursu. Postanowiłyśmy więc troszkę zapoznać się z mentalnością Norwegów, poczuć, że jesteśmy w innym miejscu, mieście, kraju. Przeszłyśmy przez jedną z najbardziej znanych ulic Oslo – Karl Johans Gate, obejrzałyśmy Pałac Królewski, norweski parlament i weszłyśmy na gmach Opery Narodowej. Wszystko, co zobaczyłyśmy było bardzo interesujące, każdy przypadkowy człowiek, którego mijałyśmy, uśmiechał się do nas, wszyscy byli otwarci i pomocni. W powietrzu unosił się ogrom pozytywnej energii, a my z niecierpliwością zerkałyśmy na zegarek. Nie wytrzymałyśmy, miałyśmy jeszcze trzy godziny do konkursu, ale nasza ciekawość była silniejsza.

Na Holmenkollen wjeżdżałyśmy metrem. Same widoki zapierały dech w piersiach, norweski krajobraz, panorama miasta – wszystko to przy pięknej pogodzie jest po prostu niesamowite. Na każdym przystanku wsiadało coraz więcej osób, tworzyła się dobrze nam znana atmosfera, emocje zaczęły wzrastać, a my dostałyśmy jeszcze więcej siły i energii. Szłyśmy dalej, razem z polsko-norweskimi kibicami, a gdy tylko weszłyśmy na skocznię, całkowicie zapomniałyśmy, że jesteśmy w Norwegii. Trybuny skoczni zapełnione były Polakami, wszędzie widziałyśmy barwy biało-czerwone, wokół nas słychać było język polski. Poczułyśmy się jak w domu.

oslo006
Biało-czerwoni kibice na trybunach, fot. Anna Felska

Skocznia Holemnkollbakken wyglądała dokładnie jak na pocztówce. Nic dziwnego, że została uznana przez Lonely Planet za jeden z dziesięciu najważniejszych obiektów do zwiedzenia w 2011 roku. A świadomość, że już nieraz Polacy odnosili na niej sukcesy, budziła nadzieję na zwycięstwo naszych chłopaków. Adam Małysz uznawany jest za skoczka, który odniósł największą liczbę zwycięstw właśnie na tym obiekcie, przed przebudową triumfował tu pięć razy. Dzięki temu wiedziałyśmy, że po prostu będzie to dobry konkurs.

W sobotę zgodnie z planem odbyły się zawody drużynowe. Polacy wystąpili w składzie: Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki oraz Maciej Kot. Po pierwszej serii zajmowali czwarte miejsce ze stratą 17,9 punktu do liderów, którym byli Niemcy oraz 2,2 punktu do podium. Niestety z czasem warunki uległy znacznemu pogorszeniu, co sprawiło, że dla niektórych skoczków zmagania okazały się loterią. Mimo niesprzyjającej aury Polakom udało się wywalczyć miejsce na podium i ostatecznie zajęli trzecią lokatę ze stratą 0,5 punktu do drugiego miejsca, czyli drużyny Niemiec oraz 13 punktów do zwycięskiego zespołu z Austrii. Brązowe podium naszych drużynowych mistrzów świata jeszcze bardziej ożywiło trybuny i zaraz po hymnie Austrii, kibice głośno odśpiewali hymn Polski. My oczywiście razem z nimi.

oslo010
Dawid Kubacki pozdrawiający kibiców, fot. Anna Felska

Ten niesamowity moment, emocje oraz radość towarzyszyły nam aż do niedzieli, kiedy to odbył się konkurs indywidualny, w którym również dużą rolę odegrały warunki. Jednak to, że  pogoda znacznie się pogorszyła, w niczym nie przeszkadzało polskim kibicom. Wszyscy w napięciu śledzili to, co działo się na skoczni. A tam po pierwszej serii prowadził Adreas Wellinger, który skoczył 133,5 metry. Zaraz za nim ze stratą 1,7 punktu znalazł się Stefan Kraft, trzecie miejsce zajmował Japończyk Daiki Ito. W pierwszej dziesiątce uplasowało się dwóch Polaków. Kamil Stoch po skoku na 121 metrów był piąty, Piotr Żyła, który skoczył 124 metry – dziewiąty. Oprócz Stocha i Żyły do drugiej serii awansowali: Dawid Kubacki (120,5 metra) oraz Maciej Kot (117 metrów). W finałowej serii szans rywalom nie dał Stefan Kraft, który ostatecznie wyprzedził Adreasa Wellingera o 8,9 punktu. Na najniższym stopniu podium stanął Niemiec, Markus Eisenbichler. Piotr Żyła oddał skok o długości 119,5 metra, który pozwolił mu zająć 9. pozycję. Maciej Kot zajął 11. Lokatę, skacząc 125,5 metra. Kamil Stoch, który miał problemy w locie, uzyskał tylko 114,5 metra i spadł na 22. miejsce, zaraz przed Dawida Kubackiego, który oddał 118 metrowy skok.

Niedzielny konkurs nie okazał się dla naszych skoczków szczęśliwy z powodu pechowego skoku Kamila Stocha, małej kontuzji Dawida Kubackiego oraz niesprzyjających warunków. Jednak nie najwyższe lokaty nawet w najmniejszym stopniu nie zniechęciły kibiców, którzy dzielnie wspierali Polaków. Konkurs zakończył się w bardzo miłej i przyjaznej atmosferze, choć tym razem nie odśpiewano głośnego Mazurka Dąbrowskiego, ale jeszcze głośniejsze i skoczne STO LAT dla Dawida, który w tym dniu obchodził swoje 27. urodziny.

oslo009
Urodzinowy prezent, fot. Aneta Gąska

To była bardzo piękna scena, kiedy Dawid – po oddaniu drugiego skoku – wracał zamyślony i nadal skupiony i nagle zobaczył uradowanych kibiców. Na jego twarzy natychmiast pojawił się uśmiech od ucha do ucha! Przystanął i po wysłuchał, co cały tłum ma mu do powiedzenia. Wszyscy zebrani spisali się na medal, życząc Dawidowi nie tylko jak najdalszych skoków, ale także jeszcze więcej radości oraz wszystkiego, co najlepsze. Miłe zachowanie kibiców pozwoliło Dawidowi cieszyć się jego dniem i chociaż na chwilę zapomnieć o drobnym problemie z plecami.

Weekend w Oslo okazał się niesamowitą przygodą. Potwierdził, że polscy kibice są najlepsi na świcie i nic im nie przeszkodzi we wspieraniu naszej reprezentacji. Są zawsze i wszędzie, na dobre i złe.

oslo002
Autografy, autografy, fot. Anna Felska

A jeśli chodzi o mnie… Dla mnie ten wyjazd był bardzo ważny. Nie tylko utwierdziłam się w swojej pasji, ale też udowodniłam sobie parę rzeczy. Poznałam niesamowitych i pomocnych ludzi, przyjrzałam się nieco kulturze oraz mentalności Norwegów oraz przekonałam się, że świat stoi otworem, wystarczy tylko zrobić pierwszy krok. Wyjazd stał się motywacją do dalszego działanie, dzięki czemu miesiące oczekiwania na następny konkurs oglądany na skoczni, będą wypełnione wspomnieniami i podszyte deszczykiem emocji.

I jeszcze jedno – Puchar Świata w Oslo został oficjalnie wpisany do mojego corocznego kalendarza.

Dominika Rolbiecka

Fotografia główna autorstwa Anny Felskiej.

Leave a Reply