PŚ Lillehammer 2023. Norweski spleen
Ani się obejrzeliśmy, a już minął drugi weekend Pucharu Świata. Po Finlandii, Rukatunturi i reniferach przyszła pora na Norwegię, Lysgårdsbakken i jezioro Mjøsa. Wspólnym mianownikiem obu miejsc były, niestety, pustki na trybunach oraz wciąż dalekie od ideału skoki polskiej kadry.
Myśl pierwsza:
Czas mija, a ja nadal nie mogą odnaleźć się w tym początku sezonu. W tym roku mroźna Północ Europy mnie przytłacza i przygnębia. Szkoda, że jednak nie było Wisły. Najlepiej takiej, jak w ubiegłym roku.
Myśl druga:
Czego by nie mówić i jakich nie snuć planów na modernizacje obiektów, wiatr nadal odgrywa w skokach bardzo znaczącą rolę. Może pomóc, ale może też – dosłownie i w przenośni – ściągnąć zawodnika na ziemię. I w takiej sytuacji nie pomogą przeliczniki, bo nikt jeszcze nie wymyślił naprawdę sprawiedliwej metody pomiarów. Bo obecna średnia matematyczna jest taka, jak każdy widzi.
W Ruce wiało i nikt się nie dziwił, bo tam wieje zawsze i takie jest odwieczne prawo lapońskiej natury, ale tym razem to w Lillehammer wietrzysko pokazało, co naprawdę potrafi i w czasie pierwszego konkursu na skoczni normalnej bezlitośnie wycięło kilku zawodników.
Co ciekawe, jeśli wycina kogoś z innej nacji, to kiwamy głową i z filozoficznie stwierdzamy: „miał facet pecha”, a następnie przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Ale kiedy Borek Sedlak wyśle na stracenie któregoś z naszych… Powiem szczerze, do soboty nie wiedziałam, że znam aż tyle brzydkich słów.
Nie ma się co dziwić, z mojego punktu widzenia trafiło najgorzej jak mogło, bo na Dawida. Nie żebym spodziewała się po nim występu na top 3, jakby nie było, jestem realistką i wiem, że pewne sprawy wymagają czasu, ale myślę, że Kubacki miał szansę na awans do drugiej serii. Gdyby zaś awansował, byłby jedynym polskim skoczkiem, który punktował we wszystkich dotychczasowych konkursach. Może i takie zbieranie nie jest wielkim sukcesem, ale jak nie ma tego, co się lubi, to się lubi to, co akurat jest. A przez wietrzysko nie mam czego lubić i być może to powód mojego przygnębienia.
Myśl trzecia:
Świat jest pełen afer, więc nic dziwnego, że i skoki narciarskie nie mogą się bez takowych odbyć. W Lillehammer wybuchła więc nieoczekiwanie „afera butowa”, której głównym bohaterem stał się Paweł Wąsek. Wystarczyło, że spuścił na moment z oczy torbę ze swoim sprzętem i zaraz odpowiednie służby ładnie ją sprzątnęły i odesłały na dół. Zanim Paweł namierzył to nieszczęsne obuwie i zanim przyjechało ono z powrotem na górę, nadszedł czas jego skoku. A że skoczyć nie mógł, bo nart sznurkiem do skarpetek nie przywiążesz, to jury postawiło na nim krechę. Bo w końcu jeden zawodnik mniej, to żadna różnica.
Swoją drogą, jestem bardzo ciekawa, jak rozwinęłaby się akcja, gdyby jakiś nadgorliwy pracownik porządkowy potraktował w taki sposób buty Stefana Krafta…
A jakie z tej przygody wynikają wnioski dla osoby, która Stefanem Kraftem nie jest? Noś, człowieku, buty wszędzie ze sobą, nawet w to miejsce, gdzie król chadza piechotą. Albo oddaj pod opiekę koledze. Najlepiej Dawidowi Kubackiemu. 😊
Myśl czwarta:
A propos Dawida…Można postawić hipotezę, że największym beneficjentem „afery butowej” okazał się właśnie on. Tak bowiem wyszło, że po pierwszej serii zajął 30. miejsce. Gdyby zaś Paweł skoczył i wypadł lepiej od niego, Kubacki zostałby zawodnikiem, który w tym sezonie punktował tylko w 50 procentach konkursów.
Z opowieści Kacpra Merka wynika, że niezależnie od wyników, to właśnie Dawid wraz z trenerem Turnbichlerem poszedł rozmówić się z Sandro Pertile. I niezależnie, czy był to już wstęp do prac komisji śledczej, czy nie, to się nazywa KOLEGA.
A mnie nie wiedzieć skąd przyszło do głowy, że wyobrażam sobie Dawida na stanowisku dyrektora Pucharu Świata. 😀 Wtedy na pewno wszystko chodziłoby jak w zegarku.
Myśl piąta:
Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że w domu zostanie Kamil Stoch, a w jego miejsce w Pucharze wystąpi Andrzej Stękała.
W Klingenthal nie będzie również Olka Zniszczoła, który do tej pory zdobył niestety 0 procent punktów PŚ. Zastąpi go Maciej Kot. Mam nadzieję, że przynajmniej w butach…
Myśl szósta:
Już prawie koniec, więc przydałoby się trochę wieści ze świata. Przyznam się więc, że z coraz większą fascynacją patrzę na przewodzącego stawce Stefana Krafta oraz depczącą mu po piętach niemiecką grupę pościgową. I pytanie brzmi – czy Wellinger i spółka dopadną go przed TCS, czy na TCS? A może nie dopadną go wcale i znowu będę musieli obejść się smakiem?
Ewentualnie, czy pojawi się jakiś czarny koń, który ich wszystkich pogodzi? Mnie najbardziej ucieszyłby biało-czerwony, bo przecież nie wygraliśmy Turnieju już od 2021 roku!
Tak, dawno nie czekałam na niemiecko-austriacki turniej tak niecierpliwie.
Myśl siódma:
W następny weekend będzie Klingenthal. Bardzo je lubię i miałam tam pojechać, ale siła wyższa postanowiła, że nie pojadę. I bardzo mi z tego powodu smutno.
I tym pesymistycznym akcentem żegnam się z Wami do następnego razu. 😀
Do poczytania wkrótce!😉
Fotografia główna autorstwa Joanny Malinowskiej. Więcej zdjęć z Lillehammer można znaleźć na sportwobiektywie.pl