Dziecięce skoki Dawida Kubackiego
W 1998 roku na listach przebojów królowali Spice Girls, Just 5 i Backstreet Boys. Titanic Jamesa Camerona zdobył jedenaście Oskarów, a Francja wygrała Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Kryształowa Kula PŚ w skokach narciarskich na koniec sezonu 1998/1999 trafiła w ręce Martina Schmitta. Na podium stanęli jeszcze Janne Ahonen i Noriaki Kasai, bo jak wiadomo, oni startują od zawsze 🙂 . Obecny trener polskiej kadry Stefan Horngacher został sklasyfikowany na ósmym miejscu.
Polskie skoki, po pierwszych sukcesach Adama Małysza, znajdowały się w głębokim kryzysie. Żaden z Polaków nie wszedł do czołowej trzydziestki – najwyżej sklasyfikowany Robert Mateja zajął 39. miejsce. Małysz był 46. z zaledwie 58 punktami. Cała polska kadra zdobyła ich łącznie 174 i znalazła się dopiero na 11. miejscu w Pucharze Narodów. Wielu obecnych kibiców skoków narciarskich jeszcze się nie urodziło. A Dawid Kubacki… Dawid chodził do pierwszej klasy podstawówki. Co ciekawe, dłużej niż uczniem był skoczkiem narciarskim. Pierwsze skoki oddał bowiem w wieku zaledwie pięciu lat.
Jaki był mały Dawid? Grzeczny czy nieznośny? Uparty czy posłuszny? Pracowity? W jaki sposób łączył treningi i wyjazdy na zawody ze szkolną nauką? Czy sprawiał problemy rodzicom i nauczycielom? Wiadomo, najlepiej zapytać u samego źródła. O dzieciństwie i pierwszych próbach na skoczni narciarskiej rozmawiam z Dawidem Kubackim i jego siostrą Dagmarą.
Dawid i Dagmara
Niepozorny aniołek
– Dzieckiem byłem energicznym, wszędzie mnie było pełno – stwierdza skoczek, a ja trochę się dziwię, bo mogłabym się założyć, że kiedyś wyczytałam gdzieś coś innego. Odnajduję artykuł zamieszczony w „Champion. Sport and more”, w którym dziennikarka, powołując się na trenera Klimowskiego, pisze że Kubacki zawsze był spokojny i ułożony. Jeszcze jedna chwila poszukiwań i znajduję tę wypowiedź, o którą mi chodziło. Zbigniew Klimowski, pierwszy klubowy trener Dawida, opowiadał o swoim wychowanku podczas uroczystości w nowotarskim ratuszu w czerwcu 2013 roku, którą relacjonował „Portal Polski”.
– Dawid to typ pracusia. Kiedy przyjeżdżał na pierwsze treningi, był taki niepozorny: mały drobniutki chłopaczek. Konsekwentna praca, dużo cierpliwości i to popłaca. On jest tego przykładem – podkreślał szkoleniowiec. – Kamil był przeciwieństwem Dawida, było go wszędzie pełno. Gdzie coś się stało, wszędzie tam był Kamil.
A więc spokojny czy energiczny? Który z panów ma rację? Wiem, że sama nie znajdę rozwiązania tej zagadki, dlatego o weryfikację sprzecznych informacji proszę Dagmarę Kubacką, młodszą siostrę Dawida.
– Obaj mówią prawdę – odpowiada zapytana. – W domu zawsze było go pełno. Wpadał na milion pomysłów na minutę! A jeżeli chodzi o trenera Klimowskiego, to rzeczywiście on tak na Dawida działał, że w jego towarzystwie był bardzo spokojny. Myślę, że czuł do niego szacunek i od początku brał skoki na poważnie.
Dawid
Zdolny łobuziak
Nie było jeszcze telefonów komórkowych ani komputerów, a mimo to koledzy nigdy nie mieli problemów ze znalezieniem siebie nawzajem. Plac zabaw, boisko, domek w ogrodzie i tysiąc spraw, a w zimie sanki albo ślizgawka na zamarzniętych kałużach. Kto może, ten pamięta czasy, gdy wychodziło się na podwórko zaraz po szkole, a do domu wracało dopiero po zmroku. Ewentualnie o dziewiętnastej, gdy w telewizji zaczynała się Wieczorynka. Dawid od najwcześniejszego dzieciństwa trenował, ale w wolnym czasie zajmował się tym, co wszystkie dzieciaki. Też oglądał Wieczorynkę. Najbardziej lubił Kaczora Donalda.
– Jak nie miałem treningów, to grałem w piłkę, włóczyłem się po osiedlu albo brałem wędkę i szedłem z kumplem nad rzekę, gdzie łowiliśmy ryby – wspomina.
– Większość dzieciństwa spędzał na zewnątrz z kolegami, ciągle wymyślając nowe zajęcia. Pomysłów im nie brakowało, non stop wpadali na inny i oczywiście go realizowali – uzupełnia Dagmara. – Często „latał” z górki na tekturowych skrzydłach. Nie raz zdarzyło się nam sprzedawać gofry na osiedlu. Kiedyś byli na zgrupowaniu w Mielnie i wpadli na genialny pomysł, aby się przefarbować: blondyni na czarno, a czarnowłosi na blond. Kiedy odwiedziliśmy go tam z rodzicami, to nie poznaliśmy go z odległości kilku metrów!
Zdjęcie-unikat. Dawid jako brunet i… zgadnijcie kto? 🙂
Regularne treningi oraz wyjazdy na zgrupowania i zawody nie miały negatywnego wpływu na wyniki w szkole. Dawid był dobrym uczniem.
– Nauka szła mi dobrze, przez nieobecności wiedziałem, że sam muszę się nauczyć tego, co straciłem. Dyscyplinowało mnie to – przyznaje skoczek. – W podstawówce nieobecności na lekcjach nie były dużym problemem.
– Dawid naprawdę bardzo dobrze się uczył. Od podstawówki miał świadectwa z paskiem – dodaje jego siostra. – On po prostu jest bardzo inteligentny, bo niedużo czasu spędzał nad nauką, a zawsze dostawał najlepsze oceny. Nawet później, kiedy zaczęły się wyjazdy na obozy i częściej opuszczał szkołę, potrafił w kilka dni nadrobić parę tygodni nieobecności i to znowu na oceny bardzo dobre.
Szkołę Podstawową nr 6 im. Józefa Rajskiego i Gimnazjum nr 1 im. Tadeusza Kościuszki w Nowym Targu ukończył z wyróżnieniem, a następnie kontynuował edukację w I Liceum Ogólnokształcącym im. Oswalda Balzera w Zakopanem. Po latach, na zaproszenie dyrekcji, odwiedzał szkoły już jako brązowy medalista Mistrzostw Świata.
Zdeterminowany pracuś
Rozpoczął treningi w czasach, gdy nowotarski klub LKS Kowaniec został zamknięty. Nie funkcjonowały już trzy skocznie na Kowańcu w Nowym Targu: K25, K35 i K50, więc od samego początku należał do LKS Ząb i pierwsze skoki oddawał na skoczniach w Zakopanem. Pod okiem Zbigniewa Klimowskiego. Tak samo jak Kamil Stoch.
– Na początku zaczynałem od zjazdów spod progu, aby się przyzwyczaić do nart skokowych. Po około tygodniu zacząłem już treningi na skoczni – tłumaczy Dawid.
Dawid i skocznia
Młodzi skoczkowie ćwiczyli trzy albo cztery dni w tygodniu, w zależności od pory roku.
– Mieszkaliśmy wtedy w Nowym Targu, więc na początku rodzice zawsze musieli go wozić. Później już był starszy i mógł sam jeździć autobusem lub z trenerem Klimowskim – wyjaśnia Dagmara.
– Nieraz były śnieżyce, mrozy, mnie nie było na miejscu, nie było jak go zawieźć na trening, a on plecaczek zakładał, do autobusu i na skocznię. A potem z buta przychodził – opowiadał Edward Kubacki, ojciec Dawida, autorce wspomnianego już artykułu w „Championie”.
– Nasza cała rodzina angażowała się w treningi i zawody, bardzo często na nich byliśmy. Dla dzieciaków to była niezła frajda, jak mogliśmy razem z chłopakami skakać do basenu z gąbkami i ćwiczyć najazd – wspomina Dagmara. – Podczas zawodów było zorganizowanych wiele atrakcji dla dzieci, także z wielką chęcią w nich uczestniczyliśmy.
Dawid z kolegami (poznajecie?) i dyplomami
Pierwsze zawody z udziałem Dawida Kubackiego, których wyniki udało mi się znaleźć w Internecie, odbyły się w Zakopanem 1 czerwca 1998, czyli dokładnie osiemnaście lat temu. Młodziutki skoczek stanął na najniższym stopniu podium. Należy też dodać, że w pierwszych latach kariery próbował swoich sił nie tylko w konkurencji skoków, ale także w kombinacji norweskiej. W zawodach Ligi Szkolnej, cyklu McDonald, Mistrzostwach Makroregionu Małopolska, Ogólnopolskich Spotkaniach Uczniowskich Klubów Sportowych, Mistrzostwach TZN, Mini Pucharze Beskidów. Później zaczął jeździć na pierwsze konkursy za granicę, głównie do Czech. W 2005 rozpoczął się cykl Lotos Cup „Szukamy Następców Mistrza”.
W latach 1998-2000 Dawid bardzo często był najmłodszym uczestnikiem zmagań. Niekiedy rywalizował z chłopakami starszymi o dwa, trzy a nawet cztery lata, więc siłą rzeczy nie skakał tak daleko, jak oni. Ale był uparty i nie zważając na nic, zabierał narty i maszerował na górę skoczni, aby oddać kolejny skok.
Dawid (najmniejszy w fioletowym kombinezonie) i koledzy ze skoczni. Podobno w zielonym jest Kamil Stoch 😉
– Przeżywał nieudane skoki, ale zawsze był zdeterminowany, żeby poprawić błąd i następnym razem skoczyć dobrze – mówi Dagmara. – Jako dzieci nie czuli takiej rywalizacji i bardziej cieszyli się tymi zawodami, niż skupiali na samych wynikach. Cieszyli się, że po zawodach dostaną arbuza, banana lub kalkulator, bo takie mieli nagrody za zajmowane miejsca.
Nie ma to jak porządne trofeum! I koledzy.
Pytam Dawida czy, mimo braku spektakularnych sukcesów, nie brakowało mu zapału.
– Robiłem to, co kochałem, więc nie potrzebowałem większej motywacji – odpowiada. – Praktycznie od zawsze wiedziałem, że chce z tym sportem wiązać swoją drogę życiową.
Miłośnik lotnictwa
Pasja do skoków narciarskich rozwijała się u niego jednocześnie z zamiłowaniem do helikopterów, samolotów, szybowców i wszystkiego, co unosi się w powietrzu.
– Od małego ciągnęło mnie do latania. Zawsze mnie to fascynowało, interesowało i starałem się to rozwijać – mówi Dawid. – W dzieciństwie nie miałem takich możliwości, więc wycinałem i składałem modele z kolegą w zasadzie z „byle czego”, na przykład z kartonów. Kombinowaliśmy tak, by latało. Czasami się udawało, a czasami nie.
Trzeba było szukać więc innych sposobów. Narty na nogach, porządny najazd i mocne wybicie z usypanego ze śniegu progu – i już przez chwilę leciało się w powietrzu. Im dalszy skok, tym dłużej.
A kiedy pojawiła się prawdziwa szansa, żeby szybować w powietrzu naprawdę długo mały Dawid przecież nie mógł jej nie wykorzystać.
Ale jak to wszystko właściwie się zaczęło?
W rodzinie krąży kilka anegdot na ten temat początków dawidowej kariery. Podobno skoki wypatrzył sobie w telewizji. Sam Dawid mówi, że skacze, od kiedy pamięta, a tę historię zna tylko z opowieści rodziców. Jednak coś może być na rzeczy, bo ciągle ma przed oczami skok Funakiego, który zobaczył w wieku czterech czy pięciu lat. Próba Japończyka musiała być naprawdę piękna, skoro mały Dawidek zrobił w domu wielką awanturę, że on też tak chce. Okazało się, że syn znajomych znajomych rodziców trenuje skoki, więc za jego pośrednictwem udało się skontaktować z trenerem, a potem zaprowadzić malucha na skocznię.
12-letni Dawid z Mamą
Inną wersję wydarzeń opowiada mi jego siostra.
– Dostrzegł go trener Klimowski, jak byliśmy z rodzicami na stoku na nartach i Dawid oczywiście zbudował sobie skocznię, żeby z niej skakać. Trener to zobaczył i zaproponował trening.
No dobrze, to jak było naprawdę?
Poproszona o rozwianie wątpliwości pani Małgorzata Kubacka, mama Dawida mówi, że obie wersje są prawdziwe i że nałożyły się w czasie. Dodaje też, że akurat wtedy razem z mężem zamierzali zapisać niesforną latorośl do jakiejś sekcji jazdy na nartach, a jednak wyszły skoki.
Jednak nie wszystko od początku szło jak po maśle. Na dowód Dagmara opowiada kolejną historię: – Tata zawiózł go parę razy, ale Dawidowi na początku chyba nie do końca się podobało i stwierdził, że nie chce kontynuować. Tata kazał mu samemu powiedzieć trenerowi, że rezygnuje. Dawid może się wystraszył tego, że musi porozmawiać z trenerem, bo stwierdził, że jeszcze raz pójdzie na trening. I zobaczy. No i tak zostało do dziś.
Dawid (ten osobnik z numerem 21) na stoku z Rodziną
Zostało, zostało. I całe szczęście! 🙂 W zasadzie nieważne, czy to Dawid znalazł trenera, czy trener Dawida, ważne, że współpraca okazała się owocna. Minęło prawie dwadzieścia lat, a skoczek kontynuuje karierę i nadal nie brakuje mu zapału do dalszej pracy. I wcale nie dlatego, że wciąż boi się trenera!
Wielu jego kolegów ze skoczni już dawno pokończyło kariery, niektórzy zasilili sztaby szkoleniowe, inni zajęli się czymś zupełnie innym, a jeszcze z innymi Dawid do tej pory spotyka się na treningach i konkursach. Nasz ośmiolatek urósł i dorósł, zapuścił brodę (i zgolił! ), awansował do kadry narodowej, regularnie startuje w zawodach najwyższej rangi, reprezentował Polskę na Igrzyskach Olimpijskich, był częścią historycznej brązowej drużyny z Val di Fiemme. W wszystko to odbywa się pod okiem trenera Klimowskiego – tego samego, który pomagał mu stawiać pierwsze kroki na skoczni w Zakopanem.
Poczekamy i zobaczymy, co jeszcze wyniknie z tej współpracy. 🙂
Ewa Knap
Źródła:
- Informacje własne,
- Justyna Przybytek, Model w powietrzu, „Champion. Sport and more”, nr 1/2014, s. 68–69.
- Urszula Starzyk, Skok zaczyna i kończy się na progu. Dawid Kubacki i Zbigniew Klimowski – emocje brązowego medalu mistrzostw świata w skokach narciarskich,
Wszystkie fotografie pochodzą z archiwum rodzinnego państwa Kubackich. Prosimy ich nie kopiować.