Krzysztof Miętus o Dawidzie: Kubacki jest archeologiem!

Skoki narciarskie

Pewnie wszyscy Cię o to pytają, ale niech będzie, że my też. Dlaczego właściwie zacząłeś uprawiać skoki narciarskie?

– Pewnie dlatego, że miałem wokół siebie skoczków. Skakali moi dwaj starsi kuzyni, jeden z nich – Krzysiek Styrczula – był nawet w kadrze i trenował ze Stefanem Horngacherem. Skakał też mój starszy brat, który kiedyś trenował kombinację norweską. Raz poszedłem popatrzeć na trening i wtedy postanowiłem spróbować.

– Ile miałeś lat?

Osiem. Chyba osiem.

– Jak wyglądały Twoje pierwsze próby? Od razu Ci się podobało, czy początkowo nie wychodziło i chciałeś zrezygnować?

– Od razu było fajnie i nie chciałem rezygnować, ale jak wyglądały próby, to już nie pamiętam. Pewnie tak, jak u wszystkich dzieciaków, które skaczą na mniejszych skoczniach: są i upadki, i jakieś śmieszne sytuacje, i śmieszne skoki.

– Kto był Twoim pierwszym trenerem?

– Kazimierz Długopolski.

A na jakiej skoczni trenowałeś?

– Na K30 w Zakopanem. Zaczęło się od zjeżdżania spod progu, później pamiętam jak pan Kazek trzymał nas w połowie rozbiegu (nie wiem jak on to robił, że się utrzymał), no i puszczał nas. Tak skakaliśmy. Odległości były na jakieś dwa metry (śmiech).

Podobno w Dzianiszu też była skocznia?

– Tak, była. Jeszcze parę lat temu chłopaki, głównie starsi, robili coś w zimie i przygotowywali tę skocznię. A teraz już chyba nikomu się nie chce, więc przestała funkcjonować. Jest też taki problem, że trzeba by było zrobić most, bo zaraz po zeskoku jest rzeka. No i mieszkańcy się nie zgadzają, właściciele działek. Były nawet plany, żeby ten obiekt zmodernizować, ale ciężko się dogadać i pewnie nic z tego nie wyjdzie.

– Jakie cechy charakteru powinien mieć Twoim zdaniem skoczek narciarski?

– Trudno powiedzieć, bo każdy z nas jest inny. Ale przede wszystkim powinien wiedzieć, czego chce. Powinien być też pewny siebie, tego co robi i… odważny?

– Nie macie lęku wysokości?

– Nie. Chyba nie. A wracając do cech, to skoczek powinien być jeszcze… trochę szalony? Chociaż nie do końca.

IMG_5639

– Masz swoją ulubioną skocznię?

– Zakopane. Chociaż nie wiem, jak będzie po przebudowie. Trzeba będzie przyzwyczajać się na początku, jak do obcej.

– Jest ulubiona dlatego, że ją najlepiej znasz?

– To że ją znam, to na pewno. Poza tym profil w Zakopanem też mi odpowiadał. Jeszcze skocznię w Klingenthal bardzo lubię, chociaż ostatnio tam szału nie było, ale mam z niej dobre wspomnienia. I Planica stara też mi odpowiadała, bo na nowej jeszcze nie skakałem. Mimo że jest straszna, ale jednak ma w sobie to coś. Znaczy miała. Pewnie ta nowa też ma (śmiech).

– Czy jest jakiś obiekt, na którym naprawdę boicie się skakać?

Najgorsza skocznia, to znaczy taka najbardziej straszna, to chyba ta w Iron Moutain w Ameryce. Raz, że wygląda, jakby miała zaraz się zawalić, a dwa, że wieje non stop z 10 m/s. Ale jest to o tyle bezpieczne, że zawsze dmucha z jednego kierunku i cały czas tak samo. W ogóle jest tam ciekawie, bo zapina się narty prawie w powietrzu. Są schodki po jednej i po drugiej stronie, a w środku idą tory. Narty są na tyle długie, że jak się je położy przed zapięciem, to stoi się nad torami. I tam przy pierwszym skoku troszkę można się bać.

 – A jak pierwszy raz skakałeś w Planicy, to się bałeś?

– Tak, trochę tak (śmiech). Pamiętam, że wiało, ale bałem się z tego względu, że ta stara skocznia na górze też nie wyglądała jakoś super świetnie.

– Czy zdarza się, że myślicie sobie „Nie, nie chce mi się skakać w tych warunkach”? Czy jest tak, że jak trener machnie, to was już nic nie obchodzi?

– Powinno nam być wszystko jedno, bo jak już machnie, to trochę wstyd zejść z belki. Natomiast niekiedy na treningach sugerujemy trenerowi, że może jednak nie tym razem. Wychodzimy na górę, próbujemy, ale nikt nie skoczy, bo jest zbyt niebezpiecznie. Trener też wie o co chodzi i jakby coś było nie tak, to nie puściłby zawodnika.

IMG_5793

– Co uznałbyś za największą wadę trybu życia skoczka?

– Nie ma wad (śmiech).

– Nie przeszkadza Ci nawet to, że ciągle jeździcie we wszystkie strony?

– To nie jest wada, to jest normalne. Każda inna dyscyplina sportu też wymaga jeżdżenia. Ale przeszkadza o tyle, że nie ma czasu na studia i rodzinne sprawy.

– A zalety?

– Też wyjazdy. To działa w dwie strony, bo czasami jest uciążliwe i nie chce się jeździć. Jednak z drugiej strony człowiek się nie nudzi i zobaczy trochę świata. Podejrzewam, że raczej nie wybrałbym się do Japonii, gdybym nie był skoczkiem. Poza tym człowiek poznaje dużo ludzi, w różnych środowiskach się obraca.

– Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie został skoczkiem narciarskim?

– Nie, nie zastanawiałem się nad tym. Czasami rozmawiamy z chłopakami, że mogliśmy zostać piłkarzami (śmiech). Ale nie, nie żałuję niczego.

– Masz jakieś plany na przyszłość?

– Plany są, bo wiadomo, że kiedyś trzeba będzie skończyć ze skokami. Na pewno chciałbym zostać przy tym sporcie, czy to w roli trenera, czy kogo innego.

– I jeszcze jedno pytanie, które też pewnie często słyszysz. Skąd właściwie wzięło się przezwisko „Titus”?

– To było dawno, jeszcze jak zaczynaliśmy. Skakaliśmy na Słowacji w Tatrzańskiej Łomnicy. Nawet nie wiem czy ta skocznia jeszcze istnieje. W czasie treningu przyszedł jakiś Słowak, popatrzył, a potem zapytał o nazwisko. Powiedziałem że Miętus, ale on coś źle zrozumiał i powiedział: „Titus będziesz kiedyś sławny”. Mój kolega, Kamil Kowal usłyszał to, wyłapał i już zostało „Titus”.

– Chyba szybko i często nadajecie sobie przezwiska?

W tym środowisku jest tak, że lepiej nie zrobić jakiejś gafy…  (śmiech). Ale to też jest fajne.

IMG_6008

Forma

– W tym roku zmieniłeś grupę treningową, ale trener pozostał ten sam. Jak skomentujesz aktualne przygotowania?

– Trener co prawda pozostał, ale zmieniło się generalnie wszystko. Treningi motoryczne, siłowe. Trenujemy zupełnie pod innym kątem, na inne czynniki kładziemy nacisk. Na skoczni trener dużo pozmieniał. Skupiamy się teraz głównie na pozycji najazdowej i na wybiciu. A to są te elementy, które w ostatnich latach najbardziej u mnie zawodziły. Dlatego jestem zadowolony z tych przygotowań.

– Jakie masz plany i cele na nadchodzący sezon?

– Na razie niczego nie planuję. Wiem, że po Mistrzostwach Polski będziemy mieć po zgrupowanie we Włoszech, w Predazzo. Do zimy zostały już tylko dwa miesiące i to będzie ważny okres i mocny okres. Podejrzewam, że będziemy dużo trenować i sam też chcę się skupić na ciężkiej pracy i na przygotowaniach.

DSC03457
Krzysztof Miętus pod zajęciu II miejsca w zawodach FIS Cup w Szczyrku, fot. Joanna Malinowska

Dawid Kubacki

– Jak długo znasz Dawida?

– Od dziecka! Ciężko powiedzieć ile właściwie lat. Ale chyba z piętnaście.

– Jakie masz najwcześniejsze związane z nim wspomnienie?

– Z lat dzieciństwa to raczej nic nie pamiętam. Ale kiedy byłem pierwszy rok w kadrze, to zawsze mieszkaliśmy razem w pokoju – ja, Dawid i Jasiek. Taka trójca była. Przyznam się, że Dawid miał z nami przerąbane (śmiech). On był zawsze spokojny, a my z Jaśkiem takie trochę dzikusy (śmiech). Raz go zamknęliśmy w hotelowym pokoju i on przez pół godziny walił pięściami w drzwi. Wyszła taka mała aferka. Trener nas ukarał, ale już nie będę mówił, w jaki sposób.

– Byliście już wtedy dorośli?

Całkiem dorośli (śmiech). Tak z szesnaście, może piętnaście lat mieliśmy.

– Kiedy zbierałyśmy materiały do artykułu o Dawidzie, znalazłyśmy dwie sprzeczne informacje na jego temat – jedną, że Dawid był energiczny i wszędzie go było pełno, a drugą, właśnie taką, że był spokojny. Jaka jest, Twoim zdaniem, prawda?

– Może wcześniej, jak był młodszy, to rozrabiał. Jednak w porównaniu z nami był spokojny (śmiech).

IMG_5665

– Gdybyś miał w trzech słowach opisać Dawida, to co byś o nim powiedział?

– Zrównoważony! (Titus myśli 5 minut). Uśmiechnięty też! Zawsze się uśmiecha.

Chyba że jest zamknięty w pokoju!

– Wtedy mu się na twarzy robią takie dziurki (śmiech). No to tak: zrównoważony, uśmiechnięty i… hmm… (Titus myśli znowu i nie może się zdecydować).

– A jakim jest kolegą?

– Dla mnie bardzo dobrym. Hmm…. No to koleżeński!

– Maciek Kot, kiedy udzielał nam wywiadu podczas Letniej Grand Prix, powiedział, że Dawid ma dwie ksywki: bardziej znaną „Mustaf” i mniej znaną „Brymbul”. Pamiętasz skąd się wzięły?

– „Brymbul” to z racji jego włosów. Zawsze się śmialiśmy, że jak się nie uczesze, to tak mu się kręcą włosy, że robią się brymbulce.

– A skąd się wziął „Mustaf”?

– No właśnie tego nie pamiętam. Z tego co mi mówili Kamil albo Kacper Skrobot, którzy byli razem z Dawidem w Wiśle [TS Wisła Zakopane], to stare przezwisko, chyba jeszcze z dzieciństwa.

IMG_5667

– Maciek mówił też, że Dawid potrafi naprawiać samochody? Ma jeszcze więcej talentów, o których nie wiemy?

– Na pewno ma inne talenty. On jest taki… samowystarczalny. To znaczy, że jak ma coś do naprawienia, najpierw próbuje zrobić to sam. Dopiero jak się nie da, to przykładowo samochód zawozi do mechanika.

– A jest z tą jego pasją modelarską? Was też namawia do zabawy modelami czy raczej sam je puszcza?

– Nie no, raczej sam. Czasami brał model na zgrupowanie i w wolnych chwilach sobie latał. Wtedy ja czy ktoś inny wychodził z nim i oglądał. Próbować raczej nie próbował, bo to chyba nie jest tania sprawa i trochę strach.

– Jak na Mistrzostwach Świata w Val di Fiemme?

– Tak! Akurat samochodzikiem to chyba wszyscy pojeździli.

– Słyszałyśmy też, że Dawid ma różne upodobania kulinarne i że wielu rzeczy nie lubi?

– Tak. On ogólnie jest archeologiem w jedzeniu (śmiech). Jeśli podadzą coś, co jest bardzo wymieszane, to w tym grzebie, bo mu przeważnie coś w tym nie pasuje. No i przede wszystkim nie lubi cebuli!

– O tym chyba już wszyscy wiedzą.

– Przez chwilę miał nawet ksywkę „Cebula”! Ale chyba tylko na jednym obozie. Generalnie Dawid twierdzi, że krowa je sałatę, czyli trawę i jest gruba, a tygrys je mięso i jest chudy. I on raczej woli mięso, a nie warzywa (śmiech).

IMG_5677

– Teraz już nie mieszkacie razem?

Nie mieszkamy z racji przynależności do kadr. Gdybyśmy mieli zgrupowanie razem, w tym samym hotelu, to raczej by nie było problemu. Ale jak się razem mieszka w pokoju z kimś z tej samej grupy, a treningi mogą  być o różnych porach, to jest łatwiej, wszyscy są doinformowani. Tak jakoś się przyjęło, że jedna grupa mieszka razem w pokojach.

– A jak wspominasz te czasy kiedy razem mieszkaliście?

– My akurat często razem mieszkaliśmy. Bardzo dobrze wspominam, tym bardziej, że razem byliśmy w kadrze A.

Czekamy żebyś jeszcze powrócił do kadry A.

– Nie mam nic przeciwko.

Z Krzysztofem Miętusem w Wiśle rozmawiały Ewa Knap i Ida Żmiejewska.

Wszystkie zdjęcia, jeśli nie zaznaczono inaczej, są autorstwa Ewy Knap.

Leave a Reply