Już nie lato, jeszcze nie zima. MP w Zakopanem 2018

Lubicie jesień? Czas, kiedy liście czerwienią się, a później zwyczajnie spadają z drzew. Kiedy z dnia na dzień robi się chłodniej, a słońce zachodzi coraz wcześniej. Kiedy nagle orientujemy się, że już trochę za zimno na sandały, a my nie mamy innych butów. W końcu przychodzi moment, kiedy decydujemy się na przemeblowanie w szafie, bo zaczynamy już godzić się z tym, że w tym roku nie założymy więcej szortów i letniej sukienki (ja, przyznaję, zawsze czekam do ostatniej chwili).

Jest taki okres w roku, kiedy kończy się Letnie Grand Prix, a jeszcze kilka tygodni dzieli nas od startu Pucharu Świata. Prawie wszystko już zaplanowane – bilety na inaugurację sezonu kupione, zorganizowany przejazd i zarezerwowany hotel. Możemy podglądać jak skocznia w Wiśle powoli się śnieży. Tu i tam w Internecie trafiamy na zegary odliczające dni i minuty do rozpoczęcia kolejnej skocznej przygody. I tak czekamy, czekamy. Jak na urodziny, Boże Narodzenie albo wakacje.

W tym roku ktoś mądrze postanowił wyjść kibicom naprzeciw, skrócić ich męki i ogłosić Mistrzostwa Polski w Zakopanem jeszcze w ostatnią sobotę października. Było trochę problemów z nazewnictwem, bo lato się skończyło, a mimo tego konkurs został przeprowadzony na igelicie. Ogłoszono, że tytułu broni Maciek Kot, a to potwierdziło ponad wszelką wątpliwość, że odbyć się mają Mistrzostwa Letnie. Ale cóż, pogoda wcale nie czuła się zobowiązana, żeby dostosować się do nazewnictwa.

Jesienna pogoda na letnich mistrzostwach, fot. E. Knap

Kiedy reprezentacja Fanklubu stawiła się pod Wielką Krokwią, jeszcze nie wyglądało to tragicznie. Zza chmur prześwitywały kawałki nieba, było dosyć ciepło i zaczęliśmy wierzyć, że wszystkie prognozy zanotowały pomyłki i przyjdzie nam cieszyć się złotą polską jesienią. Zdążyliśmy rozwiesić nowy stary baner (który po skandalicznej kradzieży w Klingenthal został zamówiony powtórnie i dotarł do nas pocztą dzień wcześniej!), przywiązać rzędem flagi z naszym logiem i zrobić kilka zdjęć.

Tuż przed serią próbną chcieliśmy zdjąć na chwilę kurtki i sfotografować fanklubowe bluzy, ale akurat zaczęło kropić. Poczekamy, zaraz przejdzie! Zdjęcie oczywiście nie powstało, bo nie przestało lać aż do samego końca konkursu.

Bo wygrywa ten, kto ma najwięcej banerów!, fot. E. Knap

Na liście startowej znalazło się 39 zawodników. Można zastanawiać się czy to dużo czy mało. W roku dwutysięcznym – tym, w którym zaczął działać nasz ulubiony serwis o skokach narciarskich, a Adam Małysz był jeszcze przed swoimi największymi sukcesami i przegrywał z Robertem Mateją oraz Wojciechem Skupniem – w Mistrzostwach Polski rozgrywanych na Średniej Krokwi w Zakopanem wystartowało 54 skoczków. W kolejnych latach były i takie konkursy, gdy na belce siadało ponad 60 śmiałków.

A jak to wygląda w obozach naszych rywali? W Letnich Mistrzostwach Austrii, rozgrywanych dwa tygodnie wcześniej niż nasze, brało udział 55 zawodników. Tyle samo skoczków rywalizowało w Rosji. W Słowenii za to niewielu więcej niż u nas, bo 43. Zaś 33 startowało w Japonii, ale na starcie zabrakło kilku najlepszych zawodników. O mistrzostwo Finlandii walczyło 27 skoczków, Włoch – 23. Jeszcze mniej zjawiło się na czempionacie Szwajcarii – 19, ale w tej liczbie znalazło się też kilku reprezentantów Czech. Warto też wspomnieć o Szwecji, o której mistrzostwo walczyło tylko 5 skoczków.

Może więc nie jesteśmy na szarym końcu, ale na pewno trochę troski o przyszłość polskich skoków nie zaszkodzi. Cóż, co roku towarzyszą mi takie refleksje, gdy oglądam pierwsze kilkanaście prób. Później na belce siadają zawodnicy, który prezentowali się już na arenie międzynarodowej – a ja, stała bywalczyni zawodów drugiej i trzeciej rangi – kojarzę ich ze skoczni, a przynajmniej pamiętam z nazwiska, więc przestaję mieć czas na różne dywagacje, bo skupiam się na rywalizacji.

Szukamy następców Mistrza?, fot. E. Knap

W pierwszej serii zanotowaliśmy kilka niespodzianek – zarówno dobrych (świetny skok 16-letniego Krystiana Zygmuntowicza z LKS Poroniec Poronin i miejsce między kadrowiczami w czołówce po pierwszej serii), jak i tych gorszych (awaryjne lądowanie Bartosza Czyża na setnym metrze).

W końcówce serii zaskoczeń już nie było. Pierwsze dwanaście pozycji zajęli podopieczni Stefana Horngachera (1-5 i 7) i Macieja Maciusiaka (6 i 8-12). Do tych drugich zaliczyłam także łapiącego wreszcie oddech Andrzeja Stękałę. Wyraźnie, bo różnicą pięciu i pół punktu, prowadził Dawid Kubacki, który oddał najdłuższy (135,5 metra) i – nie przesadzę, mówiąc – najpiękniejszy skok. Kto nie wierzy, niech sprawdzi noty od sędziów w protokole zawodów. 😉

Dawid Kubacki po przepięknym skoku, fot. E. Knap

Nadzieje, że pogoda poprawi się na serię finałową rozwiały się bardzo szybko, ale mając w pamięci ulewę w czasie Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku, nie śmieliśmy narzekać zbyt głośno. Poza tym, nie jeździmy przecież na skoki od wczoraj i potrafimy porządnie przygotować się na takie jesienne warunki – wzięłam ze sobą trzy peleryny przeciwdeszczowe i (co ciekawe) wszystkie trzy okazały się potrzebne, gdyż jedna chroniła mój plecak, druga aparat, a trzecia mnie!

Finałowa seria wynagrodziła kibicom wszelkie niedogodności, bo mieliśmy okazję zobaczyć aż dziesięć skoków powyżej 130 metra. Kadra A zajęła pierwsze pięć miejsc i tylko Maciej Kot wyłamał się z szeregu i zamienił miejscem z Klimkiem Murańką. Obrońca tytułu zajął więc ostatecznie siódmą pozycję. Miejsca medalowe pozostały niezmienne. Kamil Stoch po drugim skoku na odległość 134.5 m. otrzymał medal brązowy, a Piotr Żyła, lądując dwa metry dalej, utrzymał drugą pozycję i tytuł wicemistrza kraju.

Podium Mistrzostw Polski A. D. 2018, fot. E. Knap

Skok Dawida był jak wisienka na torcie albo kropka nad i. Długi lot, eleganckie lądowanie, wysokie noty. Aż 19,5 punktu od pana Marka Siderka, który w czasie, gdy czekaliśmy aż nasza Gwiazda zjawi się na podium, podkreślał świetną technikę zwycięzcy. Nikt nie miał wątpliwości, komu tego dnia należy się złoto.

A ja? Zmoknięta, rozczochrana, ale szczęśliwa czekałam z resztą delegacji Fanklubu, aby złożyć Mistrzowi osobiste gratulacje. Cieszyłam się, że po raz kolejny miałam okazję widzieć Dawida na najwyższym stopniu podium. Poza tym okazało się, że nowy stary baner najwyraźniej przynosi szczęście. Mam nadzieję, że będzie z nami jak najdłużej, a na skoczniach świata – jak najczęściej.

Sobotnie zawody – bardzo symbolicznie – odbyły się w ostatni dzień, w którym obowiązywał czas letni. W nocy cofnęliśmy zegary i oficjalne przywitaliśmy sezon zimowy. Teraz zostało już tylko wyczekiwać inauguracji Pucharu Świata w Wiśle. Będziecie?

Więcej zdjęć z Mistrzostw Polski:

Leave a Reply