Druga Strona Medalu, odc. 13: Skaczemy u siebie!

Dziś, po długiej przerwie (na pocieszenie powiem, że nie próżnowałam w tym czasie i moja praca magisterska bezpiecznie spoczywa już w uczelnianym archiwum) powracam z tematem niezwykle interesującym. A mianowicie – czy to prawda, że najlepiej skacze się u siebie? Czy tłumy kibiców w biało-czerwonych barwach na Wielkiej Krokwi i w Wiśle Malince rzeczywiście sprawiają, że nasi skoczkowie lądują o kilka (często decydujących) metrów dalej?

Już od dawna wiedziałam, że to temat, którego nie może zabraknąć w Drugiej Stronie Medalu. Brakowało mi jednak dowodów naukowych, więc przygotowania do napisania tego odcinka rozpoczęłam od poszukiwań odpowiednich badań. Oto, czego udało mi się dowiedzieć.

Czy najlepiej się skacze u siebie?, fot. E. Knap

Kibice wpływają na… sędziów?

Wyniki pomysłowego badania z udziałem sędziów piłkarskich przeprowadzonego w 2002 roku sugerują, że hałas na stadionie może wywierać znaczącą presję na arbitrów, którzy pod jego wpływem zaczynają faworyzować zespół gospodarzy.

Jak to sprawdzono?

Sędziom pokazywano fragmenty ważnego meczu pomiędzy Liverpoolem a Leicester City. Ich zadaniem było ocenić decyzje arbitra – czy słusznie odgwizdywał faule, przyznawał rzuty wolne, karał zawodników żółtymi kartkami itd. Sędziów podzielono na dwie grupy – jedna z nich oglądała fragmenty meczu w zupełnej ciszy, nie słysząc reakcji publiczności, a druga z oryginalnym dźwiękiem ze stadionu (lecz bez komentarza spikera). Sędziowie z drugiej grupy słyszeli zatem reakcje kibiców na wydarzenia na boisku.

W obu grupach znaleźli się zarówno sędziowie z wieloletnim doświadczeniem, jak i młodzi arbitrzy dopiero rozpoczynający swoją karierę

Okazało się, że sędziowie, którzy słyszeli reakcje publiczności, lepiej oceniali drużynę gospodarzy – uznając o 15% mniej sytuacji za ich przewinienie, w porównaniu do arbitrów oglądających mecz w ciszy. Wygląda więc na to, że możliwość poznania reakcji publiczności powoduje, że sędziowie chętniej przymykają oczy na przewinienia zespołu wspieranego przez zebranych na stadionie kibiców. Co ważne, nie działa to w drugą stronę – doping dla drużyny gospodarzy nie powoduje, że arbitrzy częściej karzą drużynę przeciwną.

Jako przyczynę tej różnicy, prawdopodobnie lepiej widocznej w sytuacjach rzeczywistego meczu, podaje się wzbudzanie niepokoju w arbitrach i (chwilowe) obniżanie ich samooceny przez odgłosy z trybun.

Ciekawe, prawda? Otwartym pozostaje pytanie, czy taki wpływ ma także wrzawa na trybunach skoczni? Czy styl skoków zawodników reprezentacji kraju, w którym odbywają się zawody, może być dzięki kibicom oceniany wyżej? Niewykluczone. Brak jednak badań na ten temat.

Czy kibice na zawodach pomagają?, fot. J. Malinowska

Głośniejsi kibice = lepsze wyniki?

Wygląda na to (przynajmniej na przykładzie piłki nożnej), że poziom hałasu na stadionie nie łączy się w żaden sposób z pozycją klubu w ligowej tabeli. W kolejnym badaniu angielskiej Premier League okazało się, że kibice Manchesteru United znaleźli się dopiero na siedemnastym miejscu w rankingu najgłośniejszych fanów, daleko w tyle za klubami osiągającymi znacznie słabsze wyniki. Jak jednak zauważają badacze, przyczyna może być całkiem prozaiczna – jeśli nasz zespół radzi sobie świetnie w każdym meczu, głośny doping może być mniej potrzebny, niż w przypadku, gdy nasza drużyna rzadko wygrywa.

Zwycięstwo u siebie smakuje wyjątkowo, fot. M. Ciasnowska

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Mimo tego, wiele badań potwierdza, że przewaga gospodarzy rzeczywiście istnieje. Grając “u siebie” mamy większą szansę na zwycięstwo – choć oczywiście na wynik wpływa wiele czynników i sam fakt, że mecz (lub zawody) odbywają się na “naszym” stadionie lub skoczni niczego nie gwarantuje.

Powiązanym, lecz nieco innym efektem, często dyskutowanym w sporcie, jest tak zwana “przewaga gospodarzy w drugiej grze” (ang. second-leg home advantage). Oznacza to tyle, że jeżeli rozgrywka rozciąga się na dwa spotkania – jedno na wyjeździe i jedno u siebie (jak dzieje się np. w piłkarskiej Lidze Mistrzów po zakończeniu fazy grupowej – o kwalifikacji do kolejnego etapu rozgrywek decyduje dwumecz rozgrywany między drużynami na ich własnych stadionach), większą szansę na awans ma drużyna, która ten drugi, decydujący mecz gra “u siebie”. Obie drużyny korzystają z przewagi gospodarza, bo każda z nich gra jedno spotkanie na własnym stadionie, ale przewagę ma drużyna, której drugi mecz wypada w dobrze znanym miejscu.

Oczywiście, to tylko mały plus – wynik dwumeczu zależy przede wszystkim od czynników ściśle sportowych, taktycznych itd.

Łatwiej czy trudniej skakać przed własną publicznością?, fot. E. Knap

Wszystko zależy od dyscypliny

No dobrze, podałam przykłady dotyczące sportów zespołowych. Te można by zresztą mnożyć – efekt przewagi gospodarzy z badano także w koszykówce, hokeju czy rugby. A co ze sportami indywidualnymi, jak skoki narciarskie?

W tym przypadku sytuacja jest mniej jasna. Niektóre badania wskazują na istnienie przewagi gospodarza np. w boksie czy narciarstwie alpejskim, ale podobnych wyników nie przyniosły badania dotyczące tenisa i golfa. Nie oznacza to, że przewaga gospodarza w tych dyscyplinach nie istnieje – być może odmienne wyniki związane były z metodami wykorzystanymi w konkretnym badaniu? A może w pewnych dyscyplinach łatwiej, niż w innych uzyskuje się takie efekty?

Wygląda na to, że możliwość uzyskania przewagi gospodarza zależy w dużej mierze od zasad obowiązujących w danej dyscyplinie. Zgodnie z pierwszym przytoczonym przeze mnie przykładem, dużą rolę odgrywają postawy sędziów. A zatem, niektóre badania wskazują, że efekt przewagi jest większy w przypadku dyscyplin, w których oficjalnie wyznaczeni jurorzy w pełni decydują o wyniku (jak w boksie czy gimnastyce). Przewagi gospodarzy nie odnotowano w sportach ocenianych obiektywnie – jak lekkoatletyka czy podnoszenie ciężarów. A zatem im większy wpływ sędziów na wynik, tym większa szansa, że gospodarze będą mieli pewną przewagę.

‘Granie u siebie’ pomaga również w przypadku dyscyplin, gdzie występują znaczące różnice między poszczególnymi obiektami sportowymi – a zatem tam, gdzie znajomość ich specyfiki jest szczególnie przydatna. Przykładem mogą być trasy biegów narciarskich albo skocznie narciarskie, które często różnią się od siebie profilem.

Wielką Krokiew polscy zawodnicy znają jak własną kieszeń, fot. E. Knap

W badaniach przeprowadzonych w trakcie Igrzysk Olimpijskich stwierdzono także, co nie powinno być już dla nas zaskakujące, że przewaga gospodarzy ujawniała się wyraźniej w przypadku dyscyplin, które cieszyły się większym zainteresowaniem kibiców. Jak pokazał piłkarski przykład z początku artykułu, poziom “wspierającego” gospodarzy hałasu na stadionie nie przekłada się bezpośrednio na wyniki, możliwe jest jednak, że im więcej kibiców na trybunach, tym łatwiej o presję wywieraną na sędziach.

Pomagają nie tylko ściany

Wspomnieliśmy już o kilku przyczynach występowania efektu przewagi gospodarza, nie omówiliśmy jednak wszystkich uznawanych za najważniejsze. Choć mechanizm występowania efektu nie jest w pełni poznany, wielu badaczy zgadza się co do jego pięciu głównych elementów. Przyjrzymy się im po kolei.

Po pierwsze, publiczność – o tym już mówiliśmy. Wpływ publiczności wydaje się w dużym stopniu zależeć od systemu oceniania w danej dyscyplinie. Choć wyniki nie są w stu procentach spójne, niektóre z nich sugerują, że liczba widzów, intensywność dopingu oraz odległość między publicznością a zawodnikami może rzutować na występowanie i siłę efektu przewagi gospodarza. W ten sposób publiczność, do pewnego stopnia, oddziałuje na zawodników, trenerów i sędziów, wpływając zarówno na prezentowany poziom sportowy tych pierwszych, jak i decyzje podejmowane przez wszystkich aktorów sportowego spektaklu.

Wsparcie kibiców – nieocenione!, fot. M. Ciasnowska

Po drugie, znajomość obiektu – także już wspomniana. Do tej kategorii zalicza się także potencjalny wpływ znajomości lokalnego klimatu, funkcjonowanie na danej wysokości nad poziomem morza i tym podobne.

Po trzecie, podróże – przyczyna często wymieniana przez samych sportowców. Granie “u siebie” pozwala uniknąć zmęczenia – zarówno fizycznego jak i psychicznego, które może być związane z podróżą – zwłaszcza, gdy jest ona daleka, niewygodna czy naznaczona trudnościami. Podróże mogą wiązać się z zaburzeniem codziennej (a także przedstartowej) rutyny sportowca, nierzadko kluczowej dla utrzymania odpowiedniej koncentracji. Mimo popularności tej teorii w środowiskach sportowych, badania wskazują, że wpływ podróży na przewagę gospodarza jest umiarkowany.

Po czwarte, zasady – w niektórych sportach mamy do czynienia z zasadami i zwyczajami, w ten, czy inny sposób faworyzującymi lokalną drużynę. Przykładem jest obowiązująca w baseballu reguła, że ostatnia akcja ofensywna należy do zespołu gospodarzy. W podobnych kategoriach możemy interpretować możliwość wystawiana tak zwanej grupy krajowej w zawodach Pucharu Świata w skokach narciarskich – automatycznie zwiększa to szanse drużyny na zdobycie rekordowej liczby punktów w zawodach, może też wiązać się z korzyściami psychologicznymi – jak chociażby tym, że skoczek oczekuje na start w towarzystwie kolegów.

Czy przedstawiciele gospodarzy mają przewagę w skokach narciarskich?, fot. E. Knap

Po piąte, terytorium – okazuje się, że gra na własnym boisku często rozumiana jest jako “obrona terytorium” przed przeciwnikiem, co wywołuje silną reakcję – zarówno na poziomie psychologicznym, jak i fizjologicznym, a to może wpływać na dobry występ sportowy. Wykazano na przykład, że przed meczem “u siebie” poziom testosteronu u sportowców jest wyższy, niż w przypadku meczów wyjazdowych czy towarzyskich. Testosteron zaś, jak wiemy z poprzednich odcinków Drugiej Strony Medalu, związany jest z zachowaniami asertywnymi, a nawet agresywnymi – co nierzadko przydaje się w sporcie.

Co ciekawe, ten efekt może zostać dodatkowo wzmocniony przez geograficzną i polityczną lokalizację obiektu – wykazano, że drużyny z Bałkanów, zwłaszcza Albanii i Bośni, korzystają z silniejszego efektu przewagi gospodarzy niż drużyny z innych części Europy. Jako przyczynę podaje się zarówno geografię (usytuowanie pomiędzy szczytami górskimi), jak i politykę (trwające konflikty na tle narodowym i etnicznym, które mogą wzmacniać poczucie terytorializmu).

Gramy u siebie, więc możemy więcej

Ale to nie wszystko – wydaje się, że sama perspektywa meczu na własnym boisku zmienia nastawienie zespołów. Badania sugerują, że trenerzy obierają bardziej ofensywną taktykę w przypadku meczów “u siebie” w porównaniu do meczów wyjazdowych.

Wyniki niektórych badań wskazują na to, że sportowcy przed zawodami „na miejscu” są w lepszym nastroju i czują się pewniejsi siebie.

Wygrywa ten, kto ma najwięcej banerów!, fot. E. Knap

Nie wszystkie wyniki są spójne z tym wnioskiem, co nie wydaje się zaskakujące – możemy wyobrazić sobie sytuację, w której gra u siebie będzie wiązać się ze zwiększonym, a nie zmniejszonym, obciążeniem psychicznym, prawdopodobnie zależy to również od osobowości i motywacji sportowców. Mimo tego, przynajmniej w niektórych przypadkach, już sama perspektywa wystąpienia “w domu” poprawia psychiczny dobrostan zawodników.

Dodatkowo, w trakcie zawodów rozgrywanych na własnym terytorium, zawodnicy mają większe poczucie kontroli nad sytuacją, a nawet dominacji nad przeciwnikiem – znajomość sytuacji i miejsca sprawia, że czują się pewniej, są mniej podatni na dekoncentrację – co wspiera zaprezentowanie się z jak najlepszej strony. Na tym poziomie efekt przewagi gospodarza może z powodzeniem działać także w sportach indywidualnych.

W swoim kraju zawodnik czuje się pewniej, fot. E. Knap

Teoria a praktyka

Jak widać w powyższej analizie, trudno o wyodrębnienie najważniejszego czynnika odpowiadającego za zjawisko przewagi gospodarzy. Najprawdopodobniej wszystkie elementy, które wymieniliśmy, grają pewną rolę, a optymalny splot okoliczności powoduje, że teoria staje się faktem i drużyna grająca “u siebie” rzeczywiście korzysta z potencjalnej przewagi.

Jest to istotna obserwacja z perspektywy trenerów i sztabów szkoleniowych – próba wzbudzenia mechanizmu “obrony terytorium”, czy utrzymywanie stałej rutyny także w przypadku zawodów związanych z wyjazdami, może wspierać osiąganie dobrych wyników. Wiedza o potencjalnym wpływie presji kibiców na sędziego, może pomóc dobrać odpowiednią taktykę.

A zatem granie (lub skakanie) “u siebie” nie pozostaje bez znaczenia, chociaż może nie dokładnie z tych przyczyn, których moglibyśmy się spodziewać. Warto pamiętać o efekcie przewagi gospodarza, ale także o jego ograniczeniach – boisko czy skocznia i obecni na niej fani mogą nie wystarczyć do wygrania zawodów. 😉

Własna skoczni i fani nie wystarczą do wygrywania, fot. E. Knap

Leave a Reply