A teraz z innej belki! – Ballada o balonie

Od lat mam tak, że patrzę, analizuję, wyciągam wnioski, a później przerabiam wszystko na słowo pisane. Celem moich obserwacji są ludzie, życie jako takie oraz kilka innych rzeczy, w tym skoki narciarskie. O życiu i innych rzeczach pisuję w innych miejscach, ale o skokach narciarskich – a zwłaszcza o ludziach w skokach – popiszę sobie tutaj. Może czasem ktoś przeczyta. 🙂

Minęły dwie trzecie listopada, za oknami ani śladu zimy, a inauguracyjne konkursy Pucharu Świata w skokach pozostały już za nami. Aż trudno uwierzyć, że w tym roku odbyły się tak szybko – przecież dosłownie przed chwilą kończyliśmy sezon w Planicy – a do tego jeszcze w Wiśle. Wydarzenie bez precedensu, więc nic dziwnego, że gazety i portale sportowe pełne są podsumowań, refleksji i opinii, a także komentarzy, mniej lub bardziej obeznanych z tematem, kibiców.

Co można więc znaleźć w Internecie? I opisy nieoczekiwanego numeru, jaki wywinął wszystkim Junshiro Kobayashi. I sagę pt. „Jak to z zeskokiem w Wiśle bywało”, okraszoną listą zawodników, którzy mieli nieprzyjemność przeszorować po rzeczonym zeskoku twarzą lub zupełnie inną częścią ciała. Analizę stopnia zlodowacenia sztucznego śniegu oraz – dla równowagi – gorącej atmosfery na trybunach. A także zażarte dyskusje na temat tego, czy polscy reprezentanci spisali się w trakcie inauguracyjnych zawodów bardzo dobrze, czy też tylko dobrze.

Cały Puchar Świata na jednym zdjęciu, fot. Ewa Bilan-Stoch

Oczywiście na każdy z wyżej wymienionych tematów mam własne zdanie, no bo czemu sobie żałować? Tym bardziej, że byłam na miejscu, widziałam na własne oczy, zaliczyłam kilka stanów przedzawałowych, a śnieg nawet sprawdziłam organoleptycznie. Chciałabym jednak skupić się tym razem na czymś innym. Na tym, co mnie, jako wspomnianej już nałogowej obserwatorce życia i ludzi, najbardziej rzuciło się w oczy.

A mianowicie na balonie. Pięknym, barwnym, okrąglutkim i ogromnym. Pracowicie pompowanym przez cały październik i połowę listopada przez media, różnego typu znawców oraz przez kibiców.

W zasadzie nie ma w tym nic nowego. Ze zjawiskiem rozdmuchiwania oczekiwań do rozmiarów absurdu, spotykamy się w skokach od lat. Jest ono pokłosiem każdego sukcesu, konsekwencją każdego zwycięstwa. Czasem rozkłada się na całą drużynę, czasem spada na jednego skoczka.

Byliśmy też wielokrotnie świadkami tego, jak takie nadmierne rozbudzanie nadziei, może się zakończyć. Różnie. W poprzednich sezonach bywało, że balony stopniowo opadały i stawały się oklapłe, czasem pękały z hukiem, pozostawiając zgliszcza i gorycz zawodu. Czasem unosiły się na wietrze przez cały sezon podpompowywane regularnie tu i ówdzie.

Ale generalnie nic dobrego z nich nie wynikało. W ogólnym rozrachunku przeważnie okazywało się, że zawodnicy – choćby stanęli na głowach i zaklaskali uszami – i tak zrobili za mało, nie zdobyli tego, co zdaniem wszystkich dookoła, zdobyć powinni. W najlepszym przypadku i tak było o jeden medal za mało albo jego kolor okazywał się niewłaściwy. O jedno miejsce na podium lub w klasyfikacji generalnej za nisko. Liczba skoczków w pierwszej piętnastce też jakoś nigdy nie mogła się zgodzić. No cóż – można tylko westchnąć – najwyraźniej taki właśnie mamy klimat. 😛

Dawid w oczekiwaniu na dekorację zwycięzcy LGP 2017, fot. Joanna Malinowska

W tym roku nieśmiertelny balon zaczął wznosić się nad ziemię już w czasie finału Letniego Grand Prix i spadł na głowę Dawida Kubackiego. W sumie nic w tym dziwnego – pięć bezapelacyjnych wygranych musiało podziałać na wyobraźnię niejednego dziennikarza, niejednego specjalisty i niejednego kibica. Dlatego tu i ówdzie zaczęły pojawiać się takie oto tytuły i nagłówki:

Dawid Kubacki czarnym koniem Pucharu Świata.

Kubacki znowu może przejść do historii. To mój cichy faworyt na igrzyska.

W niedzielę w Wiśle odbędzie się pierwszy indywidualny konkurs Pucharu Świata w sezonie 2017/2018. Faworytów zawodów jest kilku, a wśród nich Polacy, zwłaszcza Dawid Kubacki.

Mistrz przewiduje: Kubacki może zdobyć złoto na igrzyskach!

Po świetnym letnim sezonie Dawid Kubacki będzie jednym z faworytów Pucharu Świata 2017/2018 w skokach.

Podczas lektury tego typu tekstów, naprawdę można dostać zawrotu głowy. Zwłaszcza, kiedy sobie człowiek przypomni, co prasa i kibice wypisywali o Dawidzie jeszcze kilka lat temu. I czego my same musiałyśmy się nasłuchać z różnych stron, kiedy w 2015 roku zdecydowałyśmy się założyć Fanklub.

Gdy świętujemy najlepsze, fot. Ewa Knap

I  co z tym fantem w ogóle zrobić? Przyjąć za dobrą monetę, nakręcić się na maksa, czekać i wymagać wyłącznie najlepszych wyników? A może puknąć się w czoło, ruszyć szarymi komórkami, włączyć chociaż odrobinę empatii i przypomnieć sobie, że skoczek też człowiek, a nie maszyna i nie dość, że ma emocje, to jeszcze różne rzeczy mogą mu się przed sezonem, a nawet w trakcie samego konkursu, przytrafić?

Wszystko zależy od tego, jakim ktoś jest kibicem i czego oczekuje od sportu. Jeśli godzimy się na różne scenariusze, na widok balona wzruszymy tylko ramionami. Jeśli wierzymy, w to, że „ani kroku w tył” i nasi mogą być tylko najlepsi, sami jeszcze ten balon dopompujemy i z przyjemnością będziemy się przyglądać jak wznosi się w górę.

I przytłacza. No właśnie, być może ktoś z Was zadaje sobie pytanie, czy informacje  o rozbuchanych oczekiwaniach docierają do najbardziej zainteresowanych? Oczywiście, że tak! Dawid, w jednym z wywiadów, którego nam udzielił, powiedział wprost:

 [Presja] jak najbardziej dociera, bo wiadomo, że kiedy jest się w kadrze i startuje w zawodach, nie da się być obok tego i nie wiedzieć, co się dzieje. (…)

I jeszcze:

Pod względem psychologicznym [faworytowi] na pewno jest trudniej. Ale mimo tego, że człowiek jest cały czas pod presją, wszyscy patrzą na każdy jego ruch, każdy skok, wszyscy na niego liczą, trzeba nauczyć się radzić sobie z tym obciążeniem.

Dawid Kubacki w Planicy, fot. Ewa Knap

Naprawdę wystarczy tylko zamknąć oczy i natychmiast można sobie wyobrazić, z jak wielkim ciężarem na plecach Kubacki zasiadał w niedzielę na belce. Szczególnie w drugiej serii.

Czwarte miejsce. Pierwsze podium w karierze, i to na rodzinnej ziemi, na wyciągnięcie ręki, a właściwie na długość nart. Blisko, a jednocześnie daleko.

Zabrakło niewiele. Może tylko jednej spokojniejszej myśli, może jednego mniej nerwowego ruchu, może jednego wolniejszego uderzenia serca. Summa summarum wyszedł koniec pierwszej dziesiątki. Najlepsze w karierze Dawida Kubackiego otwarcie sezonu.

dziesiąte miejsce? Czy tylko dziesiąte?

Dawid Kubacki zepsuł drugi skok w konkursie indywidualnym. I zaprzepaścił szansę na najlepsze miejsce w karierze w PŚ.

Dawid Kubacki powinien te zawody zaliczyć do nieudanych, choć 10. miejsce złe nie jest. To takie minimum przyzwoitości jak na jego możliwości.

Z całym szacunkiem Dawid, ale nie pierwszy raz zajmujesz miejsce w czołówce i w drugim skoku skaczesz słabo. Mnie jakoś twoje wypowiedzi nie usprawiedliwiają, po prostu udowodnij w końcu że nie jesteś skoczkiem letnim, formę masz i czas na 2 dobre skoki i podium, bo jak nie teraz to już nic z ciebie nie będzie, chyba że latem.

Ja do końca nie rozumiem tych zachwytów niektórych dziennikarzy, a szczególnie kibiców nad obecną dyspozycją Kubackiego. Zarzuca się Kobayashiemu, że jedzie na paliwie z lata, a w mojej skromnej opinii, to właśnie Dawid zachował jedynie resztki letniej dyspozycji.

Baner Fanklubu w czasie PŚ w Wiśle, fot. Anna Felska

No cóż – jak już wyżej wspominałam – Dawid nigdy nie był ulubieńcem prasy ani sporej części kibiców. Mało kto w niego wierzył, a nieprzyjemne epitety sypały się jak z rękawa. On jednak wiedział swoje i robił swoje. I bardzo ciężko zapracował sobie na uznanie i szacunek. Jednak takie sytuacje jak ta, zaobserwowana po niedzielnym konkursie, wyraźnie pokazują na jakim pstrym koniu jeździ i to uznanie, i ten kibicowski szacunek. Płynie z tego mało budujący przekaz – zawodniku, nie masz prawa do błędu i jeśli takowy popełnisz, zaraz cię skreślimy i podepczemy. Oczywiście nie dotyczy to wyłącznie Dawida, ale także innych skoczków, czy w ogóle sportowców.

A ja wciąż się zastanawiam, skąd w kibicach to parcie na sukces? Ta niecierpliwość? Brak wiary w sportowca? I jeszcze przekonanie, że skoro od takiego skoczka oczekiwano więcej, to nie ma on prawa cieszyć się z dziesiątego miejsca. Powinien przecież płakać rzewnymi łzami, bić się w piersi i narzekać. Wtedy kibic jeden z drugim byłby usatysfakcjonowany i autorytarnie orzekł, że chłopakowi nie brakuje ambicji. Bo skoro się cieszy, oznacza, że nie mam jej za grosz.

No cóż, trzeba być chyba ślepym i głuchym (albo nie czytać i nie słuchać ze zrozumieniem wywiadów), aby uznać Dawida Kubackiego za sportowca pozbawionego ambicji. Ma jej w sam raz. Ma też mądrość i doświadczenie, które sprawiają, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna bywa ambicja nie poddana żadnej kontroli. Jak mocno szkodzi nakręcanie się na wyniki i narzucanie presji sobie samemu.

Mnie się wydaje, że wszystko zależy od dobrego przygotowania psychologicznego. Bo jeśli człowiek zacznie się przejmować, zacznie zadawać sobie pytania –  czy tak, czy inaczej? – to wprowadza niepewność w skoki. A tu trzeba być pewnym, że się potrafi i że się to zrobi na skoczni. I tego przekonania trzeba się trzymać na wszystkich zawodach.

Tak powiedział, wiedząc, że tylko pewność i spokój doprowadzą go tam, dokąd zmierza. A Fanklub sobie, razem z nim, cierpliwie na to poczeka. Tyle, ile będzie trzeba.